– Pani Moniko. Niechże Pani wejdzie na kawę… Dzień dzisiaj mamy piękny, czyż nie?
– To prawda. Jest pięknie. I bardzo chętnie wypiję z panią kawę. Dzieci zostały z dziadkiem. Są w siódmym niebie.
– Dziadki to prawdziwy skarb.
– Rzeczywiście. O ile są chętni do pomocy. Nie każda babcia i nie każdy dziadek chce lub może zajmować się wnukami. Są tacy, którzy mówią, że swoje już odchowali. I rzeczywiście, nie mają  obowiązku…
– … obowiązku- przerywa mi pani Ania.- wszyscy o obowiązkach. Tutaj chodzi o więź! Chodzi o budowanie relacji. Tutaj nie chodzi o spełnienie swojego obowiązku, a o pielęgnowanie miłości. To zupełnie różne sprawy  i trzeba je oddzielić grubą krechą.
– Niby tak, ale żyjemy w czasach, kiedy pracujemy praktycznie do śmierci. Jeśli uda nam się przeżyć czeka nas emerytura. Marne grosze. Ludzie zapieprzają, za przeproszeniem, jak bure psy, żeby później dziękować Polsce za tysiąc złotych. Ludzie często są zmęczeni życiem. Naprawdę chcą odpocząć.
– Ale pani Moniko. Tutaj chodzi o coś zupełnie innego.  Tutaj chodzi o chęć bycia z wnukami, nie o emeryturę i wieczne zmęczenie. Pracę. Przecież nikt nikomu nie każe być nianią na pełnym etacie dla swoich wnucząt,  a o częste spotkania, o rozmowy. O to, żeby być. To nie jest po to, by odbębnić jakiś tam obowiązek. Mam 73 lata. Trójkę dzieci i czworo wnucząt. Doczekałam się już nawet prawnuczki. Mam coś, czego  wielu babciom w przyszłości zabraknie. Kontakt ze wszystkimi pokoleniami. To niesamowite uczucie, gdy wnuczka zabiera swoją córę i przyjeżdża do mnie na plotki. Bo we mnie młody duch jest…wie pani!
– Zdecydowanie- to widać!
– Ale żeby dojść do czegoś takiego, o piękne relacje należy dbać od samego początku. Od momentu, gdy zostajemy matkami. Dajemy przykład. Matka i ojciec powinni być ostoją. Ostoją dla swoich dzieci. To na rodziców dziecko powinno móc liczyć. To ojciec i matka pokazują dziecku czym jest szacunek. A przede wszystkim- czym jest miłość. Tym sposobem tworzy się niesamowita więź. Niewidzialna nić. Nierozerwalna. Ta nić sprawia, że w przyszłości matka i ojciec będą mogli liczyć na dzieci. Ale nigdy, przenigdy nie traktujmy tego jako obowiązku. Nie oczekujmy. Nie o to chodzi w miłości. Chodzi o bezinteresowność. Chodzi o chęć bycia częścią czyjegoś życia i sprawienie, by ktoś chciał być częścią naszego życia.  A żeby być tą częścią, trzeba… być. Po prostu. Niekoniecznie obok. Ja na przykład mam „skajpa”!
– Jest pani niesamowita.
– „Rodzina” jest niesamowita. I nie „rodzina” jako pojedyncze osoby, a „rodzina” jako twór nierozerwalny. Jako miłość i relacja. Bo to mój wnuk  zainstalował mi tego „skajpa”. Po to, żebyśmy mogli nie tylko rozmawiać, ale też, abyśmy mogli się widzieć. Wnuk mieszka w  Londynie.
– No tak. Teraz mnóstwo ludzi wyjeżdża. Ale rzeczywiście, żyjemy w czasach,  kiedy nie ma ograniczeń, jeśli chodzi o możliwości  kontaktu… Potrafiliście zbudować niesamowitą relację. To piękne, że umiała pani w tak mądry sposób ułożyć całe swoje życie. Musiała pani mieć też wspaniałego męża. Bo budowanie tej relacji wymagało zaangażowania, jak sama pani powiedziała, i ojca i matki.
– Miałam wspaniałego męża. Do tej pory nie mogę się pogodzić z tym, że nie ma go już ze mną. Choć muszę przyznać, że nie zawsze było kolorowo. Miłość małżeńska jest ogromnie trudną miłością. To zupełnie co innego, niż miłość do dziecka. Dziecko, przez pewien czas, jest częścią matki. To sprawia, że budzi się w nas miłość bezwarunkowa. Tak po prostu. Przyspieszony proces kochania istoty, którą otrzymujemy od losu zupełnie nieukształtowaną. To my wpajamy jej pewne wzorce, rzeźbimy jej charakter. Mąż natomiast pojawia się w naszym życiu już jako osoba w pełni ukształtowana. Podobnie jak żona w życiu męża. Ze swoimi nawykami, swoimi przyzwyczajeniami. Miłość małżeńska to kochanie kogoś takiego, jakim jest. Akceptacja. Ewentualnie wspólna walka ze złymi nawykami. Grunt, aby w życiu być razem. Mimo różnic. Różnic w wychowaniu. Różnic w sposobie bycia. Ważne jednak, by tych wszystkich różnic nie było za dużo. Aby nie okazało się w pewnym momencie, że jest ich więcej niż spraw wspólnych.
–  To rzeczywiście prawda. Już same różnice w sposobie bycia mogą być denerwujące. Mój Luby jest na przykład potwornie głośny. Pomijając to, że głośno mówi, głośno chodzi. Nawet gdy siedzi to jest jakoś…głośno. Niejednokrotnie godzinne usypianie dzieci zniweczył swoim jednym ruchem ręki- zrzucając coś ze stołu…
– Tak pani Moniko. Z tym, że z drugiej strony, takie różnice, po paru latach bycia razem, zaczynają być naszą rutyną. Codziennością. I powiem pani, że po śmierci  mojego męża, najbardziej brakowało mi wiecznie otwartych drzwi do sieni. Do tego stopnia, że aby, jak zawsze- móc je zamykać, zostawiałam je otwarte…
–  Wspaniale pani mówi i dobrze się pani słucha. Jest pani niesamowicie mądrą kobietą.
– Mądrość przychodzi z wiekiem. I im więcej mądrych rad człowiek może udzielić, tym więcej lat ma już w swojej metryce. Starzejemy się. Wszyscy. To, jak starzy jesteśmy, możemy oszacować po stosunku ilości ślubów naszych znajomych do ilości pogrzebów naszych znajomych, w jakich jest nam dane uczestniczyć… Pani Moniko.  Życie szybko ucieka. Trzeba więc żyć kochając. Jeśli kochamy i dajemy miłość- otrzymamy ją ze zwielokrotnioną siłą. I nigdy nie traktujemy tego, jako obowiązku. To niesamowicie ważne… Proszę pamiętać…

Zapisz
Zapisz

error: Nie kopiuj moich treści