Cześć! Z tej strony Monika Konefał i Muszę Ci powiedzieć, że możesz posłuchać tego odcinka na Spotify (do czego bardzo Cię zachęcam – poniżej znajdziesz odtwarzacz), albo przeczytać go przesuwając palcem w dół. Miłego odsłuchiwania!
Jestem pewna, że słowa „boję się” wypowiedziało lub chociaż pomyślało w ostatnich dniach wiele z nas. Ja sama w pewnym momencie wpadłam w pułapkę kompulsywnego sprawdzania, czy aby nie pojawiła się może jakaś kolejna wiadomość zza naszej wschodniej granicy. Reagowałam na każdą lokalną zbiórkę zawożąc produkty z listy do punktów odbioru lub udostępniałam informacje o tych zbiórkach dalej, kompulsywnie wpłacałam pieniądze (oczywiście w ramach tylko i wyłącznie zweryfikowanych zbiórek – pamiętajcie o tym, że jeśli dzielicie się już swoimi pieniędzmi warto sprawdzać dokąd one trafiają), a mimo to miałam poczucie, że ciągle robię za mało. Dopiero w momencie, gdy zdałam sobie sprawę z tego, że swoją paniką i strachem nikomu nie pomogę dotarło do mnie, że muszę zwolnić. I po tych kilku dniach, kiedy naprawdę byłam pewna, że nie jestem już w stanie żyć normalnie pomyślałam: no nie. Muszę zacząć żyć normalnie. Musimy zacząć żyć normalnie.
Nowa normalność
Zacznę od tego, co mam na myśli mówiąc, że muszę (a właściwie musimy) zacząć normalnie żyć. Bo okazuje się, że jest to zdanie dość kontrowersyjne, o czym przekonałam się śledząc swoje znajome i swoich znajomych w Social Mediach. To właśnie oni za te lub zbliżone słowa zebrali mniejszy lub większy hejt. We mnie też przez pewien krótki okres czasu była niezgoda na normalność. Natomiast ja, żeby zrozumieć tę chęć powrotu do normalności musiałam pojąć, że normalnie nie oznacza “tak samo jak kiedyś”. Że normalnie nie oznacza “tak samo jak przedtem”. Świat się zmienił. Z dnia na dzień. Zachwiane zostało to, co dla człowieka jest niesamowicie ważne: poczucie bezpieczeństwa. Przecież w piramidzie, czy inaczej hierarchii potrzeb Abrahama Maslowa, potrzeby bezpieczeństwa są na DRUGIM MIEJSCU. Zaraz po potrzebach fizjologicznych. Nie ma się więc co dziwić, że wszyscy po prostu zaczęliśmy się bać. Jednak po tych kilku dniach przerażenia przyszła refleksja, że dociera do mnie, że na świecie dzieje się źle, natomiast ja muszę przejść szybszy lub wolniejszy proces adaptacyjny i przystosować się do nowej sytuacji. Muszę zacząć robić wszystko, by stworzyć sobie wokół siebie normalność. Ale NOWĄ NORMALNOŚĆ. Potrzebuję tego, bo normalność sprawia, że wraca mi wiara w to, że jestem bezpieczna. Wraca mi wiara w to, że mam moc sprawczą – mogę pomagać, a po tym, jak opadły emocje, mogę pomagać Z GŁOWĄ. I to nie jest tak, że ja nagle przestałam się bać. No nie. Nie działa to w ten sposób. Natomiast po etapie paniki przyszedł moment BARDZO DOKŁADNEGO WERYFIKOWANIA INFORMACJI oraz oddzielania informacji od newsów, a tym bardziej od fejkniusów. Bo nic tak bardzo nie wzbudzało we mnie strachu, jak te doniesienia, które ostatecznie okazywały się nie doniesieniami a rozniesieniami. Czyli jakąś wredną zarazą. I z trybu nakręcania się przeszłam w tryb dowiadywania.
Czy wypada nam prowadzić firmy, śmiać się i żyć
Tak więc musimy zacząć tworzyć nową normalność. Musimy. Musimy dalej pracować. Dalej działać. Musimy zajmować się dziećmi, zajmować domami, uwzględniając oczywiście wszystko to, co dzieje się za naszą wschodnią granicą. Wiem, że wiele moich znajomych, które prowadzą firmy oparte o media społecznościowe mają ogromne wątpliwości co do tego, jak działać i czy w ogóle działać, bo boją się fali hejtu. I to jest kolejna sprawa, której nie powinniśmy sobie robić. Bo jedynym człowiekiem, który skorzysta na naszej niemocy i bezradności i bezczynności jest Sami Wiecie Kto (wyszło mi potterowsko, natomiast nie wypowiadam jego nazwiska nie ze strachu, a z obrzydzenia – myślę, że rozumiecie). Tak więc, gdy ktoś działa – nie hejtujmy – szanujmy! SZANUJMY! Bo ktoś w ten sposób tworzy nową rzeczywistość, w której już pojawiło się pół miliona nowych ludzi, którzy chcą się tutaj odnaleźć. Może na chwilę, a może na zawsze.
I jasne – możemy współodczuwać, sama robię to nieustannie, bo poziom mojej empatii wystrzelony jest gdzieś w okolice księżyca. W ogóle dzięki temu współodczuwaniu czujemy potrzebę pomagania – co w obecnej sytuacji jest niesamowicie ważne. Natomiast my nie współuciekamy. My przyjmujemy ludzi. My nie współtracimy dachów nad głową. My je dajemy i współdzielimy. Więc potrzebujemy siły i chęci i pieniędzy (o czym nie wspomniałam w podcaście), by nieść tę pomoc dalej. Warto więc zadać sobie pytanie: co zmieni mój brak działania (np. zawieszenie działalności firmy), a co zmieni moje działanie (czyli wejście w tryb normalności). Jeśli moje działanie sprawi tylko, że kilku obrażonych internautów, których samych działanie polega jedynie na przerzucaniu Insta Stories twórców i przeszukiwanie grup na Facebooku w celu wyłapania sensacji powie, że nie mam w sobie za grosz klasy, bo pracuję – jestem w stanie to udźwignąć.
Prowadzenie firmy jest tak samo ok w tym momencie, jak pójść do etatowej pracy, z której przecież nikt nie zrezygnowała w imię…no właśnie, w imię czego?
Na koniec
Chciałabym tym bardzo krótkim podcastem dodać Wam odrobinę otuchy, bo wiem, że większość z nas ma podobne wątpliwości. Pamiętajmy jednak, że w tym wszystkim jesteśmy również my. Nie zapominajmy o tym i twórzmy sobie tę naszą nową normalność. Potrzebujemy jej. BARDZO. Ponad to pamiętajmy o weryfikowaniu docierających do nas informacji – nie zawsze szwagier siostry męża cioci ma rację (zazwyczaj jej nie ma). Korzystajmy ze sprawdzonych źródeł. Nie skaczmy sobie do gardeł i nie hejtujmy, a kto jest w stanie pomagać niech pomaga na tyle, na ile może, bo pamiętajcie, że nie ma czegoś takiego, jak zła pomoc. Albo niewystarczająca. Jest po prostu POMOC.