…ale nie wieczorową porą! W dzień! Gdy nasz mały brzdąc zorganizuje sobie drzemkę. Szał! Jak wykorzystać ten czas? Czas błogości. Spokoju. Ach! Dzisiaj u mnie, na ten przykład…

***

Godzina 10:00. Dziecię moje słania się już na swoich krótkich kochanych nóżkach. Zabieram ją więc do kuchni, wkładam do najukochańszego jej, rozklekotanego jak cholera, wózeczka i włączam na maksa okap. Tak swoją drogą, wyprowadzając się będę musiała sprawić moim rodzicom nowy okap, bo ten zaczyna powoli „tracić wigor”…  Wracając do tematu. Czekam 10 minut- cisza. Zaglądam, a tam rozanielona Młoda w krainie misiów i baranków, z uśmiechem na ustach i smokiem zahaczonym o szparę między jej szerokimi jedynkami- ŚPI!

– Boże, mam tyle do zrobienia. Nie wiem od czego zacząć…

Usiadłam, pomyślałam 30 sekund (szybkie myślenie), wstałam i wstawiłam wodę na gaz.

– Najpierw to zrobię kawę. Pijąc zapiszę sobie plan dnia.

Z racji tego, że robię się coraz bardziej cyfrowa, wzięłam komputer, otwarłam Excela i przygotowałam (sprytnie) tabelkę.

– Punkt pierwszy, obiad. Muszę dać coś dzieciom do jedzenia. Rosół został od wczoraj, to dzisiaj pomidorowa.

Skrzętnie wszystko zapisuję. Moje postanowienie staro-noworoczne- być bardziej zorganizowaną!

– Dobra, obiad mam zrobiony- mówię pod nosem, tak jakby samo zapisanie, że go zrobię, było jego zrobieniem…- Pranie! Kumulacja z kulminacją. Niedługo będę musiała założyć na brudne ciuchy specjalny kontener.

Tak swoją drogą, kosze na pranie mają zdecydowanie za małą pojemność.

– Dobra. Pranie. Muszę też coś na bloga napisać. Tylko o czym… Hmmm…Coś mądrego by się zdało, bo jak na razie jestem chyba „najmniej mądrą matką polskiej blogosfery” (bardzo dyplomatycznie napisane)… Może amerykańscy naukowcy  udostępnili jakieś ciekawe statystyki…?- myślę- albo zobaczę, co ja tam ostatnio publikowałam na FB.

Zanim weszłam jednak na swój fanpage przeszłam przez profil prywatny.

– Ha ha ha ha ha !- śmieję się po cichu z udostępnionego przez kogoś filmiku.- A co tam, chwilkę tylko zobaczę, co u znajomych…

Nagle dzwoni telefon. Stacjonarny. Praktycznie przy głowie Młodej. Zapomniałam odłączyć. Lecę! NA ZABICIE! Nieeeeee! Rzucam się niczym lew na antylopę. Odbieram…

– Dzień dobry!- odzywa się radosny głos kobiety po drugiej stronie.- Jest mi niesamowicie miło panią poinformować, że wygrała pani zestaw garnków firmy XYZ! Kiedy może się pani zgłosić po odbiór nagrody?
– Jest mi niezmiernie miło panią poinformować, że jeśli obudziła pani moje dziecko, otrzyma pani w nagrodę zestaw do nauki usypiania. W zestawie moja nieśpiąca i ząbkująca córka. Kiedy może się pani zgłosić po odbiór nagrody?

<sygnał w słuchawce>

Patrzę do wózka.  Na szczęście śpi. Uffff! Przecież nie zdążyłam jeszcze nawet wypić kawy! Siadam z powrotem przed komputerem. Sączę kawę i myślę. Jest to czynność wymagająca! Myślenie oczywiście.

– Co by tutaj sobie jeszcze dopisać… A zresztą! Tyle obowiązków powinno mi wystarczyć. Co najpierw? Zacznę od tekstu na bloga. Hmmm… Wszyscy ostatnio o przytulaniu. To ja już nie będę. Chociaż to takie ważne… No, ale wszyscy to już wiedzą, po co się powtarzać. No to może, hmmmm… coś zabawnego.- sięgam myślami siedem dni wstecz.- No cholera, NIC! W domu siedzę, nie wychodzę, nic zabawnego w moim życiu się nie dzieje. Myśl Monika, myśl… Ech! nic z tego.

Zrezygnowana, już już miałam zamykać komputer, ale kolejny raz weszłam na główną na FB.- O matko! Julita urodziła dziecko. Ja nawet nie wiedziałam, że ona była w ciąży. O, reklama Allegro… Jest cudna. Obejrzę ją sobie jeszcze raz.- tak siedzę, zalewam się łzami rzewnymi. Przeglądam dalej. Pojawia się reklama firmy odzieżowej.- Hej, nie mam przecież zimowej kurtki. A te są takie piękne! Tylko zerknę.

Przeglądam, zerkam. Ta piękna, ta jeszcze piękniejsza! Dobra, no skoro nie mam, i tak będę musiała kupić. Może czerwoną? Nie. Nie będzie pasowała do czapki i komina. To może kupię też czapkę z kominem…. Nieeee. Niech jest granatowa! Przechodzę do koszyka, płacę.

Patrzę na zegar na piekarniku.

– Osz kurna!

12:07 . Zerwałam się na równe nogi. Potknęłam się przy tym o krzesło Młodego, zahaczając o nie małym palcem. Nie powiem, co mi się wyrwało, ale bolesne to było doświadczenie, więc mogło mi się „to coś” wyrwać.

– Mama, mamma…- dało się w tym momencie słyszeć z wózka…

***

I znowu nic nie zrobiłam. Mądrego też nic dla Was nie napisałam. Wybaczacie? Same rozumiecie, jak to przy dzieciach! Nic człowiek nie zrobi!

error: Nie kopiuj moich treści